Śląsk nie ostrzega przed zwierzętami?

Zrzut ekranu 2015-08-18 o 12.09.18Co roku w naszym regionie dochodzi do ponad tysiąca wypadków z udziałem dzikich zwierząt. Śląsk jest pod tym względem w czołówce polskich statystyk. Niestety, jeśli dojdzie do kolizji, a brakuje odpowiedniego oznakowania, zarządcy drogi grożą poważne konsekwencje.

Zdarzenie w centrum Warszawy stanowi swego rodzaju precedens. Na jednej z arterii w stolicy łoś wszedł pod koła Citroena i doprowadził do groźnego wypadku. Sąd uznał, że można go było uniknąć, gdyby na odcinku drogi stał znak A-18b. Nakazał miastu wypłatę odszkodowania o wartości aż 410 tysięcy złotych na rzecz poszkodowanej kobiety, która kierowała Citroenem. Wkrótce w wielu punktach Warszawy pojawiły się znaki ostrzegające przed zwierzętami.

ŚLĄSK SIĘ UCZY

Policja nie dysponuje dokładnymi statystykami, które precyzyjnie określałyby skalę problemu. Większość tego typu zdarzeń drogowych trafia do rubryki „przyczyny nieustalone”. Po raz ostatni dane na ten temat służby zebrały w 2009 roku. Tylko wówczas doszło do ponad 17 tys. zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt. W czołówce niechlubnych statystyk znalazło się województwo śląskie. Jak podaje WWF Polska, dochodzi u nas rocznie do ok. 1200-1350 takich wypadków. Choć problem z dzikimi zwierzętami na drogach dotyczy całej Europy – w Wielkiej Brytanii z tytułu tego rodzaju wypadków kierowcy otrzymali w sumie około 130 milionów złotych odszkodowań. 

By zwiększyć bezpieczeństwo kierowców, przy drogach buduje się specjalne kładki, dzięki którym zwierzęta mogą swobodnie migrować, nie wchodząc na jezdnię. Jest to rozwiązanie skuteczne, ale trudne do zastosowania – taka infrastruktura jest droga, a ukształtowanie terenu wokół drogi nie zawsze na to pozwala. W takiej sytuacji często jedynym narzędziem zarządców dróg jest właściwe oznakowanie. W polskim systemie drogowym tę funkcję spełnia znak A-18b „Uwaga, dzikie zwierzęta”. Choć miejsce ustawienia reguluje rozporządzenie, to w praktyce nie zawsze jest to takie oczywiste.

– Kierowca musi mieć świadomość, że w danym miejscu taki znak nie jest postawiony losowo. W uzgodnieniu ze służbami leśnymi zarządca drogi wytycza te fragmenty drogi, przez które przebiegają szlaki wędrówek zwierząt. Oprócz znaku warto pomyśleć również o ustawieniu tablicy informującej kierowców o zagrożeniu – mówi Marcin Zieliński, kierownik Unistop. Wbrew pozorom, takie miejsca występują nie tylko na odludziach, ale również w miastach. W Katowicach wypadki z udziałem zwierząt mogą się przytrafić m.in. przy Lesie Murckowskim, na tzw. „wiślance” czy na Ligocie.

ZARZĄDCA ODPOWIEDZIALNY ZA WYPADKI

Od dawna kwestia odpowiedzialności zarządców dróg za wystąpienie ewentualnych wypadków budzi emocje. Jeżeli dojdzie do zdarzenia z udziałem dzikich zwierząt, sąd rozpatruje tę odpowiedzialność na podstawie art. 417 Kodeksu cywilnego, którego istotą jest odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej. W tym przypadku zastosowanie ma zasada nie „ryzyka”, a „winy”. Z prawnego punktu widzenia to istotna różnica, która działa na niekorzyść zarządców.

OCZY WILKA DLA BEZPIECZEŃSTWA

Zarządcy dróg mają do dyspozycji nie tylko znak A-18b – mogą również wyposażyć go w lampy zwiększające uwagę kierowców (patrz: znaki aktywne). Takie rozwiązanie jest popularne w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Finlandii, gdzie na wielu drogach można spotkać dzikie zwierzęta. Innym sposobem jest zainstalowanie tzw. wilczych oczu, montowanych na przydrożnych słupkach (U1). Ustawione pod odpowiednim kątem odblaski odbijają światło reflektorów samochodowych w taki sposób, by odstraszał zwierzę zbliżające się do jezdni.