Wrzesień i październik to dla mnie zawsze intensywne miesiące, bo dzieci wracają do szkoły, bo studenci przyjeżdżają z wakacji. Ruch jest większy, a i robota tylko się mnoży. Tyle tego jest, że zupełnie z głowy wypadło mi, że dziś Światowy Dzień Bez Samochodu.
Pracując w takiej branży, ignorantem mi być nie wolno, więc wyciągnąłem z garażu rower, wytarłem z kurzu, łańcuch naoliwiłem i ruszyłem tym razem na dwóch kółkach z Czeladzi do Katowic. Trochę się obawiałem, że rowerem może będzie mi ciężko dojechać. Ale gdzie tam! Ścieżka rowerowa idealnie oznaczona, nie tylko na pomarańczowo, ale i poziomo liniami i pasami. Widać granicę – tu piesi, tu rowery. W Czeladzi ruch drogowy minimalnie mniejszy – nie wiem, z jakiego powodu – może wczesnej godziny? A może mieszkańcy wzięli sobie do serca dzisiejszą akcję?
15 stopni na termometrze, 15 km/h na liczniku. 45 minut i jestem w Katowicach! Tak mi się wydawało, ale znacie moje szczęście – za każdym rogiem czeka przygoda!
Dosłownie za rogiem, bo jak tylko przyjechałem do Sosnowca, pękła mi opona! Idzie sobie młody jegomość z plecakiem na plecach, podskakuje, wymachuje. No i masz ci! Piórnik wyskoczył z plecaka i potoczył się po chodniku. Cyrkiel jakby specjalnie wycelował w moją oponę jak jakiś karabin maszynowy!
Huk pękającej opony był przeraźliwy! Aż zatrzymał się inny dzieciak za mną. Pewnie pomyślał, że uderzyłem w tamtego, i tak już przestraszonego, biedaka. Dla mnie to już był koniec jazdy rowerem. Może gdybym miał taki model jak on, nic nie przebiłoby mojej opony. Jego wyglądały podobnie jak opony ciężarówki! Takie były grube! Masa wyczuwalna już od patrzenia. Nie wiem, co to za nowa moda, ale coraz więcej takich jeździ po miastach. Nie mogłem się napatrzeć. Chyba zamiast naprawy kupię sobie sobie taki rowerowy czołg.
Mimo wszystko żal mi na razie wyrzucać, więc wziąłem go na plecy i ruszyłem w stronę dworca. Tablice elektroniczne powygaszane. „Oszczędzają – tak się zastanawiam – ale nie, no skąd, w Światowy Dzień Bez Samochodu to byłaby głupota. Jednak awaria, dobra, zdarza się”. Na szczęście dworzec oznakowany idealnie. No tak! Przecież my tu już byliśmy, z rok temu! Mimo pośpiechu porządną robotę poznałem bez problemu. W Katowicach pozałatwiałem sprawy, stamtąd do domu – trochę tramwajem, trochę na nogach, ale w końcu dotarłem.
Po tej przejażdżce mam niezłe zakwasy – i na nogach, i na plecach. Szczerze Wam powiem, łatwo nie było, ale wyzwanie podjąłem – nie użyłem samochodu, a rower i komunikacja miejska są naprawdę super! Ileż przygód i wyzwań czeka po drodze. I tak sobie myślę, że porządną robotę robimy codziennie. Przez pół dnia się napatrzyłem – tym razem z innej strony – jakie te znaki, linie, pasy są pomocne. Bez tego: ani rusz! Czy samochodem, czy rowerem, czy piechotą – bez znaków podróżować się nie da!