Po drodze roboty przed Częstochową, Łodzią, Toruniem – ależ było do oceniania cudzej roboty. A ile do podziwiania. Oczywiście znaków, które sam montowałem. Kto nie wierzy, niech sam pojedzie do Bydgoszczy. A po co? Do guru znaków, jakiego nie ma nigdzie w Polsce! Do prawdziwej mekki montera.
Nowoczesny park maszyn, w którym aż roi się od prawdziwych cudów. Linia produkcyjna jak z filmów przyszłości. Ale to nie science fiction, to bydgoska rzeczywistość! Przechadzając się alejami, niczym podekscytowane dziecko w zoo, wyciągałem palucha i wskazywałem co lepsze okazy. Gwinciarki, obrabiarki CNC, maszyny do obróbki blach – to wszystko robi wrażenie.
A wydajności tych maszyn do zadruku? Gdyby było potrzebne oznakowanie na nowo całego Berlina, to wydruk na tym sprzęcie zająłby góra dzień. Niesamowita prędkość, ale też pilnie strzeżona tajemnica.
Na koniec perełka, znak innej epoki, technologia jutra. Tarcza znaku z kilku warstw, lekka, wytrzymała i wygodna w montażu. „Tylko czemu taka gruba?” – pytam zdziwiony. Okazuje się, że ich specyficzna konstrukcja zapewnia wysoką sztywność przy dwukrotnym obniżeniu wagi tablicy. Efekt końcowy jest piękny i superodporny! Korozje im niestraszne.
Kopara opadła mi najbardziej przy znakach, czyli tym, co lubię najbardziej. Diodowe oznakowania pionowe w przeróżnych konfiguracjach – animacje, kolory, sterowanie treścią, istne szaleństwo!
Żaden zwykły monter nie ma tutaj wstępu. To miejsce zarezerwowane dla wybranych, najlepszych, rodziny. A co dopiero obiad z właścicielem. Trzy dni ćwiczyłem, jaki widelec do jakiej sałaty. Jak się w końcu je rybę. Bo w tej Bydgoszczy fabryka jest zaraz przy Wiśle, a tam z kolei stoi najlepsza rybna restauracja… W życiu nie widziałem takich wielkich ryb!
W każdym razie, nawet jak podali jesiotra, gęba mi się nie zamykała. Pytałem o znaki tymczasowe, odblaski, te diody do asfaltu, wszystko. Guru cierpliwie odpowiadał, aż w końcu wlepił we mnie oczy. A mnie zatkało… Ale tak faktycznie, na sto procent nie mogłem złapać powietrza. Z tego ciągłego gadania nie wyczułem ości i stanęła mi w gardle. Padam w końcu na plecy, zaczynam widzieć ciemność, aż w końcu czuję „Bam, bam w plecy” i znów widzę jasność. To guru zastosował mi knify pierwszej pomocy…
Poprawiłem czuprynę w wypukłym lustrze drogowym i ruszyłem dalej. Prawdziwego olśnienia doznałem przy… ekranach przeciwolśnieniowych. Erplast ma taki wybór, że długo dumałem nad wyborem materiału i wysokości. Jestem nowoczesnym monterem, dlatego tak cenię nowości wprowadzane przez Erplast. Jako pierwsi w Polsce wprowadzili znaki drogowe i tablice wykonane z paneli w budowie warstwowej. Dacie wiarę? Inżynierowie i monterzy, czyli aż 100 osób, mają wielkie szczęście, bo pracują na najnowocześniejszym sprzęcie. Wyobraźcie sobie, że produkują 28 metrów kwadratowych znaków na godzinę!
Z rodziną podobno najlepiej wychodzi się na zdjęciach, ale to chyba nie dotyczy rodziny drogowej! Z firmą Erplast łączy nas silna więź – miłość do znaków. To właśnie dzięki nam wiesz, jak dojechać do celu, gdzie zjechać, by ominąć utrudnienia, i ile jeszcze kilometrów zostało Ci, by w końcu zjeść wyczekaną zupę u mamy.